Jak wyglądały początki mieleckiego stadionu?
Pierwszy stadion, to były tak naprawdę nasypy ziemne, na których zostały ustawione drewniane ławki. Pamiętam je dlatego, że chodziłem z ojcem na treningi piłkarzy jako kilkuletni chłopak, stąd też sam doświadczyłem, jak to wyglądało. Pierwszy rząd stał praktycznie przy samej płycie boiska. Nie było żadnej siatki, ani ogrodzenia, co zresztą widać na zdjęciach Jurka Jarosza. Kibice siedzieli przy samej linii bocznej.
Dziś chyba nikt nie wyobraża sobie takiej sytuacji, przynajmniej na poziomie centralnym.
To była jednak trochę inna kultura. Nie mówię, że nie było bijatyk, ale one się zdarzały później, najczęściej po meczu i poza stadionem, choć nie zawsze. Raz nawet znalazłem się w środku bójki, jaka wywiązała się pomiędzy kibicami. To było już na tym wielkim stadionie. Graliśmy wtedy z Wisłą Kraków. Całe zdarzenie miało miejsce na betonowej platformie pomiędzy dolnym, a górnym poziomem trybun. Ludzie okładali się tym, co mieli pod ręką. Głównie były to kije od flag. To wyglądało jak tornado. Musiałem się zasłonić i dać wynieść razem z tym wirującym tłumem poza „kocioł”.
Jak wyglądał teren wokół stadionu?
Tam gdzie w tej chwili jest boisko treningowe, były korty tenisowe i boiska do siatkówki. Obok stały drewniane szopy, które służyły jako magazyny na sprzęt. Znajdowały się w nich chociażby wózeczki do malowania linii na boisku. Dalej była też ścianka do tenisa. Wzdłuż stadionu stały drewniane budki, pomalowane na zielono. Były to kasy biletowe. Stadion miał więc sporo części składowych. Przed meczem zawsze były nieziemskie tłumy. Kolejki, nie przesadzając, były kilometrowe. Mimo że wtedy nie było jeszcze w Mielcu tylu aut, to ludzie zjeżdżali się na mecze z okolic. Sznur samochodów i autobusów niejednokrotnie ciągnął się pod kościół przy ulicy Bogusławskiego. Mieszkałem w tej okolicy, więc sam to widziałem. Zazwyczaj chodziłem na mecze z moim tatą, natomiast jeśli już zdarzyło mi się zostać w domu, to ryk stadionu po zdobytej bramce był bardzo dobrze słyszalny w mojej okolicy. Jeśli chodzi o sam teren stadionu, to w miejscu, gdzie dziś stoi jeden z jupiterów, była tablica świetlna. Przed rozbudową, wzdłuż stadionu rosły topole. Pamiętam, że ludzie, którym nie udało się wejść na stadion, wspinali się na nie po ogrodzeniu i oglądali mecz siedząc na gałęziach. Kiedy wybudowano bloki przy ulicach Solskiego i Kusocińskiego, to również dało się obserwować boiskowe wydarzenia z dachów, z czego mieszkańcy chętnie korzystali. To był piękny element takiego piłkarskiego folkloru.
Kiedy rozpoczęła się rozbudowa stadionu?
Jeśli dobrze pamiętam, to w 1972 roku podjęto decyzję o tym, że będzie rozbudowa stadionu. Wtedy Stal była już w I Lidze (dzisiejsza Ekstraklasa) i całkiem nieźle jej szło. W 1974 pojawiły się żelazne trybuny za bramkami, jako dodatkowe, ponieważ te betonowe nie były jeszcze ukończone. Rozbudowa odbywała się stopniowo, segmentami. Trzeba przyznać, że po oddaniu całego stadionu do użytku, to był bardzo duży komfort. Mecze najlepiej się oglądało oczywiście z góry. Zapewniało to świetny widok na całą na całą płytę. Potem pojawiły jupitery, co w ogóle na tamte czasy było bardzo nowoczesnym rozwiązaniem. Wówczas oprócz Mielca, chyba tylko Widzew i jeszcze jeden klub, w tej chwili nie pamiętam który, dysponował taką technologią.
Czyli byliśmy w czołówce nie tylko piłkarsko, ale i cywilizacyjnie?
Oczywiście. Mieliśmy świetną halę sportową, mieliśmy trybuny, które mogły pomieścić koło 30 000 ludzi przy odpowiednim układzie. Gdzieś w prasie jest opisane ile osób było na meczu z Realem Madryt, natomiast wówczas stadion wypełnił się po brzegi.
Był Pan na meczu z Realem?
Niestety nie byłem, z tego względu, że była wtedy silna burza, więc tato powiedział że jest za duże ryzyko. Moja siostra poszła na ten mecz z tatą, natomiast ja musiałem zostać w domu. Do dziś niestety siedzi mi to w głowie i bardzo mi szkoda, że nie mogłem tam być, bo nie wiadomo, czy jeszcze się taka okazja nadarzy. Byłem za to na innych wielkich meczach, które odbyły się w Mielcu. Grała tu przecież reprezentacja Polski z Azerbejdżanem w eliminacjach do Mistrzostw Europy w 1996 roku. Na stadionie był też rozgrywany turniej o puchar Prezydenta Mielca. Tam również pojawiały się ciekawe ekipy ze Słowacji, Czech, Bułgarii, Rumunii czy NRD. Graliśmy także z duńskim Aarhus GF w Pucharze UEFA. Zresztą Stal wówczas gościła w pucharach, więc tych meczów międzynarodowych było kilka. Zdarzały się też towarzyskie, na przykład kiedy żegnaliśmy Grzegorza Lato, który odchodził do KSC Lokeren. Zagrał wtedy pierwszą połowę w barwach Stali, a na drugą wyszedł już z nową drużyną. Podobnie było, kiedy żegnaliśmy Henryka Kasperczaka, który przeszedł do francuskiego FC Metz, czy Andrzeja Szarmacha, który podpisał kontrakt z AJ Auxerre.
Czyli podobnie jak w przypadku hali, na stadionie spędzało się bardzo dużo czasu?
Oczywiście. Spędzaliśmy tam czas i dla nas, jako młodych ludzi, to był styl życia. Nie było wtedy komputerów ani telefonów, więc szukało się takich form rozrywki. Stadion był też miejscem spotkań. W czasie meczów wypalało się pół paczki, potem szliśmy na miasto. Każdy cieszył się tym, że mógł się wyrwać z domu. Sport był dla Mielca świetną formą życia towarzyskiego. Był też niepisany zwyczaj, że niektórzy kibice mieli swoje miejsca na stadionie. My również zawsze staraliśmy się siadać mniej więcej w tych samych okolicach, ponieważ to też ułatwiało lokalizację znajomych w tłumie ludzi. Na widowni zasiadały też osoby powszechnie znane z tego że są wiernymi kibicami. Na ich miejscach nikt nigdy nie odważył się usiąść. Była to piękna tradycja, świadcząca też o pewnej kulturze.
Czy ma Pan jeszcze jakieś swoje prywatne smaczki związane ze stadionem?
Jako bardzo młodzi chłopcy, zbieraliśmy na stadionie butelki i gazety, które później sprzedawaliśmy w skupie. Dla nas to były konkretne pieniądze, za które faktycznie mogliśmy coś kupić. Wspominam przede wszystkim „Gruźliczankę”. Pan pewnie nie zna tego określenia, ale tak mówiliśmy na wodę, która była sprzedawana w okolicach stadionu. Nazwa wzięła się stąd, że woda, którą były myte szklanki pochodziła z obiegu zamkniętego. To były oczywiście zupełnie inne czasy, dziś sanepid by do tego nie dopuścił, ale ani mi, ani moim kolegom nic się nie stało.
Po rozbudowie historycznego stadionu, jego pojemność została określona na 30 000 miejsc. Kilkukrotnie była ona jednak przekraczana. Według niektórych szacunków, pucharowe mecze z Realem Madryt, Hamburgerem SV i KSC Lokeren, mogło oglądać nawet 40 000 ludzi. W 2011 roku zaczęła się przebudowa starego obiektu, który został ukończony dwa lata później. Pierwszy mecz na nowym stadionie odbył się 31 sierpnia 2013 roku. Przeciwnikiem Stali, była drużyna Wigier Suwałki, a spotkanie zakończyło się remisem 1:1.
Zdjęcia wykorzystane w artykule, pochodzą ze zbiorów Muzeum Historii Fotografii "Jadernówka".
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.