reklama

W upalny dzień zostawił "na chwilę" niemowlę w samochodzie. Wrócił po... 50 minutach

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: pixabay

W upalny dzień zostawił "na chwilę" niemowlę w samochodzie. Wrócił po... 50 minutach - Zdjęcie główne

Małe dzieci zamknięte w samochodach są bezbronne. Nie trzeba wiele, aby doszło do tragedii – zdarzają się nawet wypadki śmiertelne. | foto pixabay

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościW poniedziałek warszawska policja poinformowała, że 40-latek, który zostawił dziecko w samochodzie, usłyszał zarzut narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Do takich przypadków dochodzi – mimo kampanii społecznych i akcji policji – w całym kraju.
reklama

Do zdarzenia doszło w miniony czwartek na warszawskiej Białołęce. Tego dnia temperatura na zewnątrz wynosiła około 35 stopni, było duszno i parno. Dodatkowo samochód stał w nasłonecznionym miejscu. Ojciec ośmiomiesięcznego chłopca twierdził, że wyszedł "na chwilę". Tymczasem okazuje się, że nie było go co najmniej 50 minut. 

Usłyszał płacz dziecka. Maluch był zamknięty w samochodzie. Na dworze panował upał

Mimo że służby co roku apelują, aby nawet na chwilę nie zostawiać w upalny dzień dzieci ani zwierząt w samochodzie, wciąż nie brakuje osób, którzy lekceważą te zakazy. Nie przekonują ich historie, które skończyły się tragicznie. Co roku w nagrzanych samochodach giną dzieci zostawione w nich "tylko na chwilkę". 

Być może tragedii w czwartek, 17 sierpnia, zapobiegł przechodzień, który przy ulicy Marywilskiej na Białołęce usłyszał płacz małego dziecka dobiegający z zaparkowanego na końcu osiedlowej drogi samochodu. Jak informuje Paulina Onyszko z warszawskiej policji, pojazd miał wyłączony silnik. W środku nie było żadnej dorosłej osoby, a szyby w przednich drzwiach były uchylone na kilka centymetrów. 

reklama

Mężczyzna zauważył, że na tylnym siedzeniu znajduje się fotelik, a w nim zapłakane i spocone dziecko. Po chwili do pojazdu podeszły inne osoby. Jedna z kobiet zdołała wsunąć rękę przez uchylone okno i otworzyć drzwi. Ponieważ dziecko było bez opieki, świadkowie zatelefonowali pod numer alarmowy

– informuje. 

Po kilku minutach na miejscu pojawili się funkcjonariusze, którzy natychmiast wezwali pogotowie. – Policjanci próbowali ustalić opiekunów dziecka, jednak żadna z obecnych na miejscu osób nie widziała nikogo w pobliżu auta. Po sprawdzeniu pojazdu w bazie danych policjanci ustalili jego właściciela. Próbowali skontaktować się z nim  telefonicznie, jednak bezskutecznie – relacjonuje kom. Paulina Onyszko.

reklama

Zostawione "na chwilę" dziecko trafiło do szpitala

Zdaniem ratowników medycznych dziecko miało objawy odwodnienia, zdecydowano więc o jego przewiezieniu do szpitala. Tak okazało się, że faktycznie było odwodnione. Lekarz zdecydował, że chłopczyk musi zostać na obserwacji.

Na miejscu, gdzie stał zaparkowany samochód, pojawili się również dzielnicowi, którzy zajęli się poszukiwaniem opiekunów dziecka. Kilkanaście minut po godz. 19.00 do samochodu podbiegł zdenerwowany mężczyzna, jak się okazało, ojciec dziecka. 40-latek tłumaczył powody pozostawienia synka w samochodzie. Chwilę po nim zjawiła się również matka dziecka.

Policjanci zatrzymali 40-letniego ojca do czasu wyjaśnienia sprawy. Dalej czynności w tej sprawie prowadzili dochodzeniowcy. Następnego dnia przesłuchali oni matkę dziecka. Na podstawie zgromadzonego w tej sprawie materiału dowodowego, w którym kluczowe znaczenie miały zeznania świadków,  policjanci przedstawili 40-latkowi zarzut dotyczący narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Za to przestępstwo może mu grozić kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności

reklama

– informuje Paulina Onyszko. Dodaje, że funkcjonariusze z Wydziału ds. Nieletnich i Patologii wszczęli postępowanie opiekuńcze i powiadomili sąd rodzinny i nieletnich.

Dwoje dzieci w zamkniętym samochodzie, a ich mama... w solarium. Takich sytuacji jest więcej  

Sąd Rodzinny zajmie się również zdarzeniem, do którego doszło w niedzielę w Płocku. Tam patrol straży miejskiej zauważył zaparkowany przy skrzyżowaniu ulic Sienkiewicza i Bielskiej daewoo lanos. Okazało się, że w środku jest dwoje dzieci: 10-letni chłopiec i 9-miesięczna dziewczynka. 

W aucie co prawda były opuszczone szyby, ale i tak w jego wnętrzu było gorąco. Po około 10 minutach do patrolu podeszła kobieta. Oświadczyła, że to ona zostawiła dzieci w samochodzie, by pójść do solarium na zaledwie, jak to podkreśliła, 8 minut. Kobieta była zdziwiona interwencją strażniczek

– mówi Jolanta Głowacka, rzeczniczka prasowa płockiej straży miejskiej. 

Jakby tego było mało, kobieta zostawiła w aucie także kluczyki. Ponadto zaparkowała samochód w miejscu, w którym obowiązuje zakaz zatrzymywania się.  

Podobnych przykładów nie brakuje. W maju, w upalny dzień, dyżurny płońskiej komendy przyjął zgłoszenie o małym dziecku niedającym oznak życia, pozostawionym w zamkniętym osobowym mercedesie.

Ze zgłoszenia wynikało, że dziewczynka była spocona, miała sine oczy oraz zabrudzoną twarzy, ponieważ prawdopodobnie wcześniej wymiotowała. Natychmiast na miejsce skierowani zostali funkcjonariusze

– opowiadała wówczas Kinga Drężek-Zmysłowska z miejscowej policji. 

Policjanci na miejscu potwierdzili, że dziecko faktycznie nie reaguje w żaden sposób. Nie mieli wątpliwości, że zdrowie, a nawet życie dziewczynki jest zagrożone, dlatego też nie tracili czasu na szukanie opiekuna, tylko wybili szybę w samochodzie. 

Na szczęście 3-latka odzyskała po chwili przytomność. Została zbadana przez zespół ratownictwa medycznego, który przyjechał na miejsce. Nie wymagała hospitalizacji

– mówiła Kinga Drężek-Zmysłowska. 

Wkrótce na miejscu pojawiła się matka, która tłumaczyła, że zostawiła córeczkę "tylko na chwilę", ponieważ ta spała. W tym czasie kobieta była u znajomych.

Osoby, które chcą "na chwilę" w upalny dzień zostawić dziecko w samochodzie, powinny przypomnieć sobie historię matki, która zostawiła w zamkniętym samochodzie swoje półtoraroczne dziecko. W maju sąd w Szczecinie warunkowo umorzył postępowanie wobec niej. Do tego tragicznego w skutkach zdarzenia doszło w zeszłym roku, w czerwcu. Jak wówczas informowaliśmy, 38-letnia kobieta zawiozła rano do przedszkola starsze dziecko, a następnie pojechała do pracy. Po południu pojechała odebrać je z przedszkola, a następnie udała się po młodszego synka do żłobka. Tam dowiedziała się, że tego dnia... nie odwiozła go do placówki. Malec cały czas był w samochodzie. Na miejsce wezwano pogotowie, jednak ratownikom nie udało się przywrócić mu funkcji życiowych. Chłopiec zmarł. 

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu korso.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama