Skąd pomysł, żeby zgłosić się do programu The Voice of Poland? Ktoś cię zgłosił?
- Sam się zgłosiłem, ale cała historia zaczęła się od tego, że z moją przyjaciółką Olą często śpiewaliśmy, tak amatorsko w domu. Zawsze kiedy się widzieliśmy, powtarzałem jej "Ola, ty musisz iść do tego programu. Musisz się zgłosić. Skończyło się na tym, że zawarliśmy umowę, że jak ja się zgłoszę, to ona zrobi to samo.
I tak się stało, swoje zgłoszenie wysłałem dwie godziny przed zakończeniem terminu, kiedy można było je nadesłać. Na szybko usiadłem w domu i nagrałem dwie piosenki, tak na totalnym luzie i liczyłem na to, że Olka zrobi to samo. Okazało się, że jej zgłoszenie zostało odrzucone z powodu problemu z formatem pliku.
ZOBACZ TAKŻE:
Impreza dla Emilki Wilk. Zobacz zdjęcia i wideo
Jak wyglądała sama forma zgłoszenia?
- W czasach pandemii wygląda to tak, że precastingi, czyli pierwszy etap, zaczyna się online. Wtedy osoba, która się zgłosiła, wysyła nagranie jednej piosenki po angielsku i drugiej po polsku. Do tego dołączana jest karta zgłoszeniowa, zdjęcie i krótki opis siebie.
Po internetowym castingu dostaje się mailową informację o zakwalifikowaniu i zaczyna się cała zabawa.
Kiedy przyszła odpowiedź z programu?
- W połowie czerwca 2021 roku przyszła do mnie informacja, że się dostałem. Później przeszedłem przez telefoniczny etap poznania mnie jako przyszłego uczestnika The Voice of Poland. Producenci chcieli dowiedzieć się, co robię oprócz muzyki. Czym się interesuje, czy gram na jakimiś instrumencie i tak dalej. Chcieli dowiedzieć się o mnie jak najwięcej. Bardzo dobrze to wspominam, bo była to luźno poprowadzona rozmowa, w której nie czułem żadnego skrępowania. Dzięki temu mogłem się bardziej otworzyć, a oni lepiej mnie poznać. Już początkiem sierpnia byłem w Warszawie.
Kto wiedział, że wysłałeś zgłoszenie do programu?
- Moja dziewczyna, przyjaciółka Ola oraz Magda, moja nauczycielka od wokalu. Myślę, że urwałaby mi głowę, gdybym jej nie powiedział (śmiech). Rodzice dowiedzieli się w momencie, kiedy dostałem informację, że się dostałem.
Bardzo fajnie to przyjęli, ale też nie chcieli, żeby się nastawiał na to, że z dnia na dzień zostanę gwiazdą. Bardzo czekali na mój występ. Wiedzą, że jestem ambitny i chciałbym od razu zawojować całym światem, jeśli chodzi o muzykę, dlatego trochę studzili moje aspiracje. Wiem, że po moim występie byli ze mnie dumni.
Był jakiś moment, w którym żałowałeś, że wysłałeś swoje zgłoszenie?
- Chyba w sytuacji, kiedy stałem już na scenie. Przez chwilę przeszło mi przez głowę "co ja tu robię". Była to kwestia naprawdę ogromnego stresu. Wtedy nie myślałem racjonalnie.
Pamiętasz chwilę castingu tuż przed wyjściem na scenę? Twoja kolej wyjścia. O czym wtedy myślałeś?
- Ogólnie cały dzień wtedy zaczął się dobrze. Już jakiś czas byłem w Warszawie, zaznajomiłem się z tym miejscem, nawet zaczęło mi się tam podobać. Nie myślałem o stresie przed występem. Na totalnym luzie pojechałem rano do studia, spotkałem wielu znajomych z The Voice, poszliśmy na kawę i ciastko. Rozmawialiśmy. W sumie nikt z nas się nie stresował.
Nie bałem się do momentu, kiedy z korytarza weszliśmy na salę nagraniową, na back stage. I wtedy zaczęło się dziać. Do tego momentu żyłem jakby w takiej abstrakcji "ok, będę w programie", ale totalnie nie wiedziałem, co mnie tam czeka. Kiedy usłyszałem publikę, jurorów, którzy rozmawiają, dotarło do mnie to, że zaraz ja wchodzę na scenę. Nie byłem na to gotowy. Wszedłem na back stage, usiadłem na krześle i się zaczęło. Nogi mi się trzęsły. Spanikowałem. To był taki stres, z jakim nigdy dotąd się nie spotkałem.
Pewnie emocje, które ci towarzyszyły, są ciężkie do opisania.
- Wtedy nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Wiedziałem tylko, że wyjdę i zaśpiewam to, do czego jestem przygotowany. Te kilka minut tego konkretnego stresu naprawdę mnie przygwoździło. Stwierdziłem, że nie wyjdę. Nie byłem w stanie wstać. Nie byłem w stanie z kimkolwiek rozmawiać.
Po chwili nerwy trochę opadły. Kiedy usłyszałem, że teraz moja kolej, wszedłem po schodach i czekałem przed sceną. Stres wtedy był w miarę opanowany, ale weszła kamera i pytanie: "jak się czujesz i czego oczekujesz".
Pamiętam, że wtedy ostatkami rozsądku coś do nich powiedziałem. A na scenie zaczęła się już przygoda. Kiedy śpiewałem, w ogóle nie skupiałem się na odwróconych fotelach, na których siedzieli członkowie jury.
Z tego co wiem, w studiu nie byłeś sam.
- Wychodząc na scenę, wiedziałem, że jest tam 12 osób, które ze mną przyjechały i które mnie wspierają. Kiedy usłyszałem ich głosy i ich doping, poczułem się luźniej. Było to dla mnie bardzo ważne, że są ze mną, że wiem, gdzie siedzą i mogę na nich popatrzeć. To mnie uspokoiło.
Kiedy zacząłem śpiewać, chciałem skupić się tylko na piosence. Cieszę się, że miałem takie podejście, że nie zależało mi tylko na tym, żeby fotele się odwróciły. Chciałem pokazać piosenkę, którą wybrałem, z innej strony. Utwór "List" Kamila Bednarka, w oryginale to regge, a ja chciałem ją zaprezentować jako balladę. Chciałem, żeby się to dobrze przyjęło, chciałem pokazać coś tą piosenką.
Oczywiście, chciałem, żeby odwróciły się cztery fotele, a przynajmniej ten jeden Justyny Steczkowskiej. W ostatnich sekundach obrócił się właśnie jej fotel. Nie dowierzałem! Kiedy zszedłem ze sceny, płakałem ze szczęścia.
Byłeś zadowolony ze swojego występu?
- Byłem tak zestresowany, że praktycznie go nie pamiętałem. Kiedy zobaczyłem nagranie, to byłem zadowolony. Całkiem dobrze to wypadło. Jestem bardzo rzadko zadowolony z tego, co robię, a przy pierwszym występie byłem z siebie dumny.
Szczerze się ucieszyłeś, że fotel Justyny Steczkowskiej się odwrócił.
- Tak, od początku powtarzałem, że chcę trafić właśnie do jej teamu. Mierzyłem ambitnie. Pani Justyna jest określana w programie mianem profesorki. Aby do niej trafić, trzeba mieć umiejętności, trzeba muzyką coś wnosić na scenę, coś przekazać poza tym, żeby dobrze się bawić i rozgrzać publikę.
Jestem tego samego zdania. Owszem piosenka ma wartość rozrywkową, ludzie jej słuchają dla zabawy. Kiedy mamy gorszy humor, włączamy coś smutniejszego.
Jak wspominasz swoją trenerkę? Była wymagająca?
- Justyna potrafi być troskliwa i wyrozumiała. Na warsztatach przed bitwami dało się odczuć, że jest konkretną osobą, bardzo dobrze technicznie przygotowaną wokalistką i wymagającym trenerem. Surowa w dobrym słowa tego znaczeniu. Była wymagająca, ale mnie jak i mojemu "przeciwnikowi" Mariuszowi wyszło to na dobre.
Zapytałeś Justynę Steczkowską, dlaczego nacisnęła guzik i cię wybrała do swojej drużyny?
- Tak, byłem tego bardzo ciekawy. Powiedziała mi, że podczas przesłuchań zaśpiewałem z serducha, ale nie było to technicznie idealne. Wspomniała, że wokaliście trzeba ufać i każdemu dać szansę. Każdy ma prawo się wyrazić.
ZOBACZ TAKŻE:
Maciej Draus: Zależało mi na tym, żeby Magda była ze mnie dumna [ROZMOWA - CZĘŚĆ 2]
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.